Uwarunkowania terenowe a obrona Kołobrzegu w marcu 1945 roku

Uwarunkowania terenowe a obrona Kołobrzegu w marcu 1945 roku

Gdy pod Kołobrzegiem w marcu 1945 roku stanęli polscy żołnierze, na widnokręgu majaczyła ceglasto-brunatna łuna wyłaniająca się zza wzgórza. Pożary w bronionym mieście to była wizytówka i przedsmak tego, co czekało tych, którzy mieli wziąć udział w tym boju.

Niniejszy artykuł ma charakter popularyzatorski, a jego celem jest przybliżenie nowego spojrzenia na początek walk o Kołobrzeg w marcu 1945 roku.

Kołobrzeg jako miasto umocnione w wyniku rozkazów z 1944 roku, w 1945 roku nie spełniał standardów tzw. miasta-twierdzy. Kopano rowy, budowano umocnienia w oparciu o zasoby ludności cywilnej i Volkssturmu. Przedłożona koncepcja trzech pierścieni obrony nie została nigdy zrealizowana, nie licząc próby fortyfikowania ostatniej linii granicznej samego miasta. Nazywam to próbą, gdyż ani nigdy nie było do tego odpowiednich sił i środków, ani też koncepcja obrony miasta nie odpowiadała realiom ówczesnego frontu. Przykład innych miast, jak Poznania czy Piły, jednoznacznie pokazywał, że nawet zrealizowane założenia fortyfikacyjne były bezużyteczne, bez odpowiedniej obsady wojskowej, a także sprzętu i amunicji. I dlatego jeszcze zanim na dobre rozpoczęły się prace w mieście nad Parsętą, były one wątpliwe z wojskowego punktu widzenia, ale…

Pod kątem obrony, Kołobrzeg nie był pierwszym lepszym miastem. Warunki, żeby bronić się u ujścia największej rzeki Pomorza Środkowego do Bałtyku były dogodne przez całe stulecia i sprawiały kłopoty niejednej armii. Tu wszędzie są bagna. Miasto przedziela rzeka i szeroki kanał. Do centrum prowadzą trzy główne groble, zamienione na ulice wlotowe. Otaczają je tereny podmokłe, trudnodostępne, na których powstały nasypy kolejowe w 1859 i 1899 roku. Zabudowa mieszkaniowa dochodziła nieco poza miasto jedynie od strony ul. Trzebiatowskiej. Mosty prowadzące do centrum można było wysadzić, ulice węzłowe – zabarykadować. Nie było nowożytnych fortyfikacji, które można było wykorzystać w ich pierwotnym przeznaczeniu. Pojedyncze fortyfikacje polowe, które zachowały się w mieście, można było co najwyżej przystosować do obrony. Ich długotrwała obrona, wynikająca z właściwości militarnych, jest mitem. Nie ma tu miejsca na rozszerzone opisy, podsumowując więc, należy wskazać, że obrona Kołobrzegu miała charakter improwizowany. 

Kołobrzeg przystosowano do walki w obszarze zurbanizowanym. To było jedyne, co można było w ówczesnych warunkach wykonać. Miasto podzielono na odcinki, z których każdy posiadał dookreślone graniczne linie obrony. Linia frontowa miała za zadanie przyjąć uderzenie i je wytrzymać, a następnie jak najdłużej wiązać nieprzyjaciela przed włamaniem do miasta. Następnie, walki uliczne miały spowolnić postępy nieprzyjaciela. W tym celu miasto zostało odpowiednio przygotowane: budowa rowów strzeleckich, umocnień polowych, blokad, barykad. Budowle miejskie zostały przystosowane do walki w terenie zurbanizowanym: łączono je lub separowano, kanalizując ruch. Prace te realizowano także z początkiem marca, gdy komendant miasta, płk Fritz Fullriede, nakazał zaprzestać kopania rowów, bo nie miały one de facto żadnego znaczenia militarnego. Nawet i to, co powstało, trzeba było obsadzić ludźmi, a tych brakowało. Bez ludzi, obrona Kołobrzegu nie byłaby możliwa. Na podkreślenie zasługuje fakt, że Niemcy bronili Kołobrzegu na swoich warunkach. Wykorzystali większość uwarunkowań w zakresie taktycznym. Miasto znali doskonale. Połączyli to z właściwościami naturalnymi obszaru bronionego. Ich linią obrony była linia miasta, pewnego rodzaju półkole o długości ok. 7 km, zaplecze którego stanowiły miejskie obiekty przystosowane do obrony. Nie było w tym żadnej innej filozofii. Jest to okrutnie prawdziwe, biorąc pod uwagę straty 1 Armii Wojska Polskiego w pierwszych dniach walk o Kołobrzeg.

Nie udało się zająć miasta z marszu Rosjanom. Być może byłoby inaczej, ale zabrakło tu efektu zaskoczenia, a następnie współdziałania piechoty z jednostkami pancernymi. A potem do zdobycia miasta wyznaczono piechotę. Żeby zrozumieć, z jak trudnym zadaniem musiały się zmierzyć polskie oddziały, trzeba stanąć na przełomie zimy i wiosny na kołobrzeskich bagnach, ba, spróbować przez nie przejść. W większości obszaru, teren miasta w granicach z 1945 roku znajduje się wyżej od bagien. Po spuszczeniu stawideł Batardeau na Parsęcie, wszystko było podmokłe, bo rzeka wylewała, zalewając przedpole miasta. Dziś trudno to zobaczyć. Duża część kołobrzeskiego pustkowia została zabudowana. Są tam galerie, garaże, osiedla. W 1945 roku tego nie było. W 1945 roku każdy krok do przodu po bagnach był jak spacer w smole. A tu trzeba było to biec, to się czołgać po zmrożonej ziemi, zapadającej się pod ciężarem żołnierzy. Grzęźli, przymarzali, nie mogli się okopać, bo wszystko zalewała woda, a snajperzy czekali na każdy błąd. A przed nimi była albo woda z rzeki, kanałów, rowów, albo mury. Bez odpowiedniego wsparcia lotnictwa, początkowo bez właściwego wsparcia artylerii, ten plan zajęcia miasta nie mógł się udać. Dowódca obrony nie musiał posiadać w takiej sytuacji wyjątkowo liczebnych oddziałów, wystarczyło, że wykorzystał daną mu przewagę. Tym bardziej, że polscy żołnierze nie mieli doświadczenia w walce w terenie zurbanizowanym (tego Niemcy nie wiedzieli, ale szybko się o tym przekonali). Jest to pewnego rodzaju uproszczenie, ale ukazuje skalę problemu z jakim przyszło się zmierzyć Wojsku Polskiemu, gdy dopiero po kilku dniach zaczęto orientować się w zabudowie miejskiej i zaczęto kierować walką.

Nie jest celem tego artykułu analizowanie błędów obu stron czy wykazywanie aspektów ilościowych boju o Kołobrzeg. W dawnej literaturze przedmiotu wskazywano na przystosowanie zabudowy miejskiej do obrony jako coś wyjątkowego, co miało w jakiś specjalistyczny sposób oddziaływać na ograniczenie możliwości polskich żołnierzy. Tyle, że przygotowanie miasta do obrony to prawo obrońców, a przygotowanie sił własnych do ataku, to obowiązek wojsk oblężniczych, a z tym było różnie. Pytanie o to, dlaczego Kołobrzeg był tak dobrze przygotowany do obrony, należałoby zrównoważyć pytaniem, dlaczego atak był przygotowany tak słabo. Odpowiedź wszakże wcale nie jest taka oczywista po niemal 80 latach od tych wydarzeń, zwłaszcza przy tak wielu publikacjach, dla których ta odpowiedź była funkcją poboczną. Nie twierdze bowiem wygrywają oblężenia, ale ludzie którzy ich bronią, albo je zdobywają i ich sprzęto oraz wyposażenie. Liczy się sztuka wojenna, której ich nauczono i doświadczenie, które zdobyli w walce. 

Gdy przeglądałem spisy poległych i okres, w których dziesiątki zabitych i rannych pokryły kołobrzeską ziemię, chciałem zrozumieć, w czym tkwił problem 8 marca i pierwszych dni walk. Kołobrzeg staje się natomiast modelowym przykładem wykorzystania warunków terenowych i określonej zabudowy do walki w terenie zurbanizowanym. Ten model wymaga długiego czasu zdobywania i ponoszenia dotkliwych ofiar. I tak wygląda kołobrzeska ofiara męstwa i krwi polskiego żołnierza.

Robert Dziemba
Źródła ilustracji:
- archiwum autora, obszar na wysokości barykady na ul. Trzebiatowskiej przy murze koszar od strony ul. Artyleryjskiej.
- Stanisław Komornicki, Na marginesie pracy ppłk. Emila Jadziaka  Walki 1 AWP o Kołobrzeg …, Wojskowy Przegląd Historyczny, 1960, nr 2.




Administratorem danych osobowych jest Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu www.muzeum.kolobrzeg.pl.
Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa..

Copyright © 2022-2024 Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Wszelkie prawa zastrzeżone.